niedziela, 19 października 2014

Jak pojęcia oszczędzanie i inwestowanie rozumieją ekonomiści i dlaczego warto ich słuchać?

Zamieszanie myślowe to jeden z ciekawszych aspektów w finansach. Różnice w naszych zachowaniach mogą się brać z tego, że zupełnie inaczej definiujemy i oceniamy dokładnie te same zjawiska. Albo z tego, że używamy dokładnie tych samych słów do mówienia o zupełnie innych zjawiskach. Albo z tego, że używamy słów, których znaczenia tak naprawdę nie przemyśleliśmy, nie potrafimy osadzić w rzeczywistości lub zwyczajnie nie rozumiemy. W finansach jest o to wyjątkowo łatwo, ponieważ jest to w dużej mierze abstrakcyjna dziedzina.

Od razu mówię, że sam mam wciąż wielkie problemy, żeby się w tym wszystkim połapać – nie mam formalnego wykształcenia ekonomicznego i uczę się we własnym tempie. W przeszłości próbowałem na własny użytek zdefiniować, co to w ogóle są finanse osobiste oraz wyłapać granicę między oszczędzaniem a inwestowaniem. Głównym źródłem wiedzy były moje własne doświadczenia. Po kilkunastu miesiącach chciałbym wrócić do tego drugiego problemu i zastanowić się, czy warto pochylić się nad tym, jak pojęcia oszczędności oraz inwestycje definiują ekonomiści.

Co to jest oszczędzanie? Co to jest inwestowanie?

Czym się różni inwestowanie od oszczędzania?
W swoim tekście sprzed ok. dwóch lat napisałem, że główna różnica między oszczędzaniem a inwestowaniem polega na ilości ryzyka oraz możliwego do osiągnięcia zwrotu między instrumentami finansowymi. Na przykład – depozyt bankowy to oszczędzanie, fundusz inwestycyjny czy bezpośrednie handlowanie spółkami na giełdzie to inwestowanie.

Jest to generalnie spójne z powszechnym rozumieniem tych słów. Doradcy finansowi mogą przekonywać nas, żeby przestać tylko oszczędzać (na gwarantowanych lokatach kapitału z niskim oprocentowaniem), a zacząć inwestować (w ryzykowniejszych aktywach z wyższym potencjałem zwrotu).

W serwisie transakcyjnym jednego z banków, z którego usług korzystam, są dwie osobne zakładki dla oszczędności (tu widoczne są m.in. lokaty) oraz inwestycji (tu widoczne są m.in. fundusze inwestycyjne oraz papiery wartościowe kupowane przez rachunek maklerski zintegrowany z kontem).

Jeśli ktoś czyta inne blogi finansowe, ich autorzy również lubią się definiować w odniesieniu do tego podziału – cześć z nich twierdzi, że pisze o oszczędzaniu (np. w bankach), inni piszą o inwestowaniu (np. w fundusze, akcje czy instrumenty pochodne).

A więc bez względu na to, jak definiują te pojęcia ekonomiści, w codziennym użyciu oznaczają one mniej więcej tyle, że oszczędzanie jest pozbawione ryzyka, w jakiś sposób gwarantowane, a inwestowanie wiąże się z ryzykiem, ale daje potencjał wyższych stóp zwrotu.

Czy ekonomiści myślą tak samo? Być może jako konsumenci usług finansowych też tak myślą, ale przy opisywaniu rzeczywistości narzędziami ekonomii pojęcia oszczędności oraz inwestycje mają dla nich inne, bardziej precyzyjne znaczenie. Jakie?

Oszczędności i inwestycje

Oszczędzanie to decyzja o odroczeniu konsumpcji w czasie i utrzymaniu jej wartości w formie jakichś aktywów. Co do pierwszej części tej definicji chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości – oszczędności biorą się stąd, że wydajemy (konsumujemy) mniej niż zarabiamy (wytwarzamy). Jest to stwierdzenie prawdziwe na poziomie finansów osobistych, korporacyjnych i państwowych.

Natomiast druga część tej definicji to dla mnie prawdziwa bomba. Otóż nie ma znaczenia w jakich aktywach lokujemy nasze oszczędności – depozytach bankowych, akcjach, obligacjach, funduszach, itp. Z technicznego punktu widzenia to wciąż są oszczędności, tylko ulokowane w różnych klasach aktywów lub instrumentach finansowych.

Tak więc podział na oszczędności (np. lokaty) i inwestycje (np. fundusze) w systemie transakcyjnym mojego banku, w rozmowach z doradcami finansowymi czy opisie blogów finansowych jest całkowicie sztuczny. W gruncie rzeczy wszystko to są oszczędności, a różnią się wyłącznie klasy aktywów, do których trafiają te nadwyżki finansowe.

A co to są inwestycje w terminologii ekonomicznej? Są to wydatki na dobra materialne i niematerialne, które zwiększają moce produkcyjne. W przypadku firmy inwestycją będzie budowa nowej fabryki czy kupno jakiegoś sprzętu lub oprogramowania do pracy. W przypadku wydatków państwa inwestycją będzie chociażby budowa mostu czy drogi, która usprawni sieć transportową. Ekonomiści mówią również o inwestycjach w kapitał ludzki, czyli wydatkach wpływających pozytywnie na standard życia oraz osobistą produktywność, np. edukację czy ochronę zdrowia.

W tym sensie kupno jednostek funduszy inwestycyjnych nie jest wcale inwestycją. Nie jest nią nawet kupno akcji spółki publicznej na rynku wtórnym. To po prostu decyzje dotyczące alokacji oszczędności w jedne z wielu możliwych klas aktywów / narzędzi finansowych.

Jeśli handel dzieje się na rynku wtórnym, nie ma on też żadnego przełożenia na finanse spółek, których akcje kupujemy i sprzedajemy. Zmieniają się wyłącznie właściciele akcji, ale nie ma to przełożenia na przepływy pieniędzy w firmie. Powiedzmy, że w pierwszej połowie roku kupiłem 10 akcji firmy odzieżowej LPP – czy ta decyzja wpłynie na poziom inwestycji w tej spółce? Nie – ponieważ pieniądze nie trafią do niej, tylko do akcjonariuszy sprzedających swoje udziały. Po prostu moje oszczędności będą miały po tej transakcji formę akcji LPP, a oszczędności sprzedającego będą miały formę gotówki.

A co się zmieni dla LPP? Absolutnie nic. Zajrzyjmy do sprawozdania z przepływów pieniężnych, jednej z ciekawszych części sprawozdania finansowego tej spółki za pierwszą połowę 2014 roku, kiedy miała miejsce nasza hipotetyczna transakcja oraz tysiące realnych transakcji.

Oszczędzanie a inwestowanie - jaka jest różnica?

Jak widać, ani w pierwszej połowie 2014r., ani w pierwszej połowie 2013r. firma nie zanotowała ani złotówki wpływów finansowych powiązanych z akcjami. Po prostu zmienili się właściciele udziałów w tej spółce i to pomiędzy nimi nastąpiły rozliczenia. Te przepływy pieniędzy na rynku wtórnym giełdy papierów wartościowych nie mają bezpośredniego wpływu na zdolność firmy do inwestowania. Tym samym nasze oszczędności nie przyczyniają się do zwiększania poziomu inwestycji w realnej gospodarce, tylko do odkupienia od kogoś innego udziałów w istniejącej firmie, która żyje własnym życiem.

Trochę inaczej ma się sytuacja z pierwszą i kolejnymi emisjami akcji na giełdzie oraz z obligacjami korporacyjnymi. Te pieniądze pojawiają się realnie w firmie i zazwyczaj służą do finansowania inwestycji w rozwój firmy. Proszę spojrzeć, jak wygląda to w sprawozdaniu z przepływów pieniężnych firmy deweloperskiej Polnord, która w 2013r. wyemitowała akcje oraz obligacje. Środki z tych źródeł będą finansować działalność operacyjną firmy.

Czym się różni oszczędzanie o inwestowania?

Tak więc stwierdzenie, że umieszczając oszczędności w funduszach inwestycyjnych czy akcjach na rynku wtórnym inwestujemy w realną gospodarkę jest pewnym uproszczeniem. Rzeczywiście nabywamy prawa do zysków z działalności realnie działających firm i wzrostu (lub spadku) cen ich akcji, ale w praktyce odkupujemy je od innego właściciela. Pieniądze nie trafiają do firm. Trochę inaczej jest w przypadku obligacji korporacyjnych czy nowych emisji akcji – wtedy środki zasilają bezpośrednio kasę przedsiębiorstwa. Być może jest to dla kogoś zupełnie nieistotna różnica, ale nie dla mnie.

Nieuprawnione jest też moim zdaniem mówienie, że oszczędzając w bankach czy na obligacjach skarbowych nie inwestujemy w realną gospodarkę tak jak przez fundusze inwestycyjne czy rynek wtórny. W rzeczywistości jedyna różnica polega na tym, kto jest pośrednikiem w obrocie naszymi oszczędnościami i do kogo ostatecznie trafiają.

Banki udzielają przecież kredytów i obsługują płatności firm, instytucji i osób prywatnych, więc pieniądze z systemu bankowego też zasilają działalność gospodarczą. Państwo też wydaje środki z obligacji skarbowych – nie wdając się w rozważania, czy dobrze, czy źle, trafiają one ostatecznie do gospodarki, choćby przez świadczenia emerytów, wypłaty dla budżetówki czy wydatki na infrastrukturę.

Z punktu widzenia oszczędzającego liczy się w zasadzie tylko to, na jakie ryzyko będzie narażony, jaki zysk może osiągnąć na swoich oszczędnościach oraz jaka jest ich płynność. Większość osób ma również swoje subiektywne przekonania co do bezpieczeństwa czy atrakcyjności różnych klas aktywów i wiarygodności różnych instytucji, które dodatkowo wpływają na ich decyzje.

Bezpośrednie inwestycje

Czyli w przypadku firm i państw inwestycje to wydatki na zwiększenie mocy produkcyjnych i rozwój – pieniądze na nie pochodzą z długu (kredyty i obligacje) oraz kapitału udziałowców (akcje). Osoby prywatne mogą lokować w papiery dłużne oraz udziałowe swoje oszczędności. A na czym w tym podejściu polegają inwestycje osób prywatnych?

Z jednej strony ekonomiści mówią o inwestycjach w kapitał ludzki, czyli decyzjach i wydatkach przyczyniających się do podwyższenia poziomu kwalifikacji, umiejętności, wykształcenia, zdrowia czy innych czynników wpływających na standard życia i osobistą produktywność (własną, dzieci, rodziny, itp.). Również na takie cele możemy przeznaczać nasze oszczędności oraz inne zasoby (np. czas i uwagę) – być może będzie nam dużo trudniej obliczyć stopy zwrotu i porównać je do odsetek na lokacie czy w obligacjach korporacyjnych, ale to nie powinno zmniejszać atrakcyjności tych bezpośrednich, do pewnego stopnia niefinansowych inwestycji.

Druga możliwość, żeby bezpośrednio i realnie inwestować swoje nadwyżki finansowe to własna działalność gospodarcza. Z punktu widzenia jakiegoś przedsiębiorcy zakup jednostek funduszy inwestycyjnych czy akcji jakiejś spółki giełdowej to nie jest inwestycja – to decyzja związana z alokacją oszczędności między klasy aktywów. Prawdziwą inwestycją byłby wydatek na rozwój własnej działalności gospodarczej, np. sprawniejsze oprogramowanie, zakup nowej maszyny, kolejnej nieruchomości pod wynajem czy cokolwiek, co w jego przypadku zwiększa potencjał produkcyjny i zarobkowy.

Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma sensu oszczędzać w aktywach finansowych typu depozyty bankowe, obligacje czy akcje. Chcę wyłącznie powiedzieć, że oszczędzanie to coś innego niż inwestowanie.

Podsumowanie

Kilka tygodni temu słyszałem w telewizji, jak prowadzący program o tematyce ekonomicznej w rozmowie z ekspertem od rynku funduszy inwestycyjnych powiedział, że „trudno przecież nazwać lokatę bankową inwestycją”. Jego wypowiedź wpisuje się w powszechne rozumienie słów oszczędności (coś gwarantowanego o niskiej stopie zwrotu) i inwestycje (coś ryzykownego z potencjałem zysku).

W rzeczywistości ani depozyt bankowy, ani fundusze inwestycyjne, ani nawet zakup akcji jakiejś spółki na giełdzie to nie są inwestycje – to po prostu trzy różne sposoby, w jakie możemy ulokować swoje oszczędności. W pierwszym przypadku nabywamy zobowiązanie banku do wypłaty kapitału i odsetek, w drugim kupujemy udziały w zdywersyfikowanym portfelu papierów wartościowych, a w trzecim przypadku nabywamy prawo do przyszłych zysków firmy (jeśli będą) w formie dywidendy oraz wzrostu cen akcji.

Pieniądze oszczędzamy zawsze po to, żeby je potem wydać na jakieś cele. Prawdziwym wyzwaniem dla oszczędzających jest zrozumienie, na jakie cele akumulują środki, oraz jakie klasy aktywów (depozyty, obligacje, akcje) najlepiej pomogą im zrealizować te cele. Kluczowym zadniem jest więc znalezienie optymalnej alokacji oszczędności między klasy aktywów w odniesieniu do swoich celów, możliwości i potrzeb. To prawdziwa sztuka.

Jeśli chodzi o bezpośrednie inwestycje, które możemy sfinansować za pomocą oszczędności (zamiast lokować je w aktywa finansowe) znam w zasadzie tylko dwie:
a) kapitał ludzki (swój, rodziny, itp.)
b) własna działalność gospodarcza

Wszystkie inne inwestycje będą wykonywać inne firmy, instytucje oraz państwo korzystając z naszych oszczędności, które przyjmują od tego momentu formę dłużnych (obligacje, depozyty) lub udziałowych (akcje) papierów wartościowych (oraz ich pochodnych). Czyli w gruncie rzeczy prawdziwych inwestycji w gospodarkę dokonują osoby zarządzające firmami i instytucjami, a my tylko „inwestujemy” (czyli kupujemy za nasze oszczędności) w aktywa finansowe, np. papiery wartościowe czy jednostki funduszy inwestycyjnych, najczęściej przez jakiegoś pośrednika i z drugiej ręki.

Kilka anegdot zamiast wniosków:

1. Byłem kiedyś na spotkaniu w jednym z banków i rzutki doradca zaczął naszą rozmowę od pytania, z jakich inwestycji w przeszłości jestem najbardziej zadowolony, które przyniosły mi największe zyski. Odpowiedziałem, że były to przede wszystkim edukacja oraz rozwijanie własnych pomysłów. Potrzebował chwilę na refleksję, żeby to przetrawić – prawdopodobnie spodziewał się, że powiem lokaty bankowe albo konto oszczędnościowe i będzie okazja do rozmowy np. o polisach inwestycyjnych czy jakieś innej "inwestycji".

2. Ikona świata finansów oraz idol wielu inwestorów Warren Buffet nie jest i nigdy nie był po prostu handlarzem papierami wartościowymi. Nie dosyć, że jego działalność inwestycyjna skupiona jest wokół firmy Berkshire Hathaway, to na dodatek wiele jego inwestycji nie ma czysto finansowego charakteru. Buffet razem z współpracownikami przejmuje operacyjną kontrolę nad przedsiębiorstwami i ma bezpośredni wpływ na ich prowadzenie, w tym wydatki inwestycyjne. To zupełnie inne podejście niż wrzucanie oszczędności w akcje spółek na podstawie wykresów czy przypadkowych rekomendacji.

3. Spotkałem się kiedyś z następującym komentarzem młodego inwestora na jakimś blogu albo forum (cytuję z pamięci): „W najbliższym czasie planuję wejść na GPW – w co zainwestować kasę? Co byście doradzili?”. Abstrahując od dość komicznego stwierdzenia „planuję wejść na GPW”, jest w tym podejściu sporo zamieszania myślowego, które może się skończyć dość boleśnie. Decyzja o alokacji jakieś części oszczędności w ryzykowne aktywa powinna być przede wszystkim podyktowana naszymi celami, potrzebami i możliwościami finansowymi. Gdyby ktoś to opracował na tym poziomie, nie musiałby pytać absolutnie nikogo o radę i nie zaczynałby raczej od selekcji spółek na chybił trafił - choćby z szacunku dla swoich ciężko zarobionych oszczędności.

Tutaj wszystkie artykuły o rynkach akcjiryzyku inwestycyjnym oraz funduszach inwestycyjnych.


3 komentarze:

  1. Za dużo teorii = OSZCZĘDZANIE to po prostu "niekonsumowanie" a inwestowanie wcale nie musi być związanie z oszczędzaniem !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jeśli jedna osoba nie konsumuje a druga nie tylko nie konsumuje, ale tez szuka sposobów na zysk (lokaty, obligacje itp.) to chyba w drugim przypadku mamy do czynienia nie tylko z oszczędzaniem ale i inwestycją..

      Usuń
    2. No właśnie - zależy, jak rozmiemy słowa oszczędzanie i inwestowanie. W powszechnym użyciu jest dokładnie tak, jak Pan mówi - poszukiwanie zysku na oszczędnościach to inwestycja.

      Dla ekonomisty te pojęcia mają jednak inne znaczenie:
      a) oszczędności = odraczanie konsumpcji na przyszłość i przechowywanie jej w jakichś aktywach
      b) inwestycja = zakup środków (np. wyposażenia, oprogramowania, itp) do zwiększenia mocy produkcyjnych / zarobkowych

      W tym sensie lokaty, akcje, obligacje czy fundusze to po prostu oszczędności w różnych formach.

      Pytanie, czy takie rozróżnienie może w czymś w ogóle pomóc. Być może nie wyjaśniłem dostatecznie jasno dlaczego, ale mi rozjaśnia to kilka ważnych spraw (np. co się faktycznie dzieje z naszymi oszczędnościami przy różnych decyzjach o ich alokacji).

      Pozdrawiam, proszę wracać!

      Usuń

A co Ty sądzisz?