sobota, 2 lutego 2013

Recenzja książki „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec”

Ta książka może całkowicie zmienić nasze postrzeganie roli pieniędzy w życiu i zainspirować nas do działania, ale może też spłynąć po nas jak po mokrym psie. Dla jednych będzie to stek banałów i pobożnych życzeń, dla innych jak najbardziej konkretna wskazówka, jak przejąć kontrolę nad swoimi finansami i użyć ich do poprawienia swojej jakości życia. Tak czy inaczej „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” Roberta Kiyosaki to absolutna klasyka literatury poświęconej niezależności finansowej, samodzielności oraz przedsiębiorczości.

To książka dość małych rozmiarów, której najważniejsze tezy dałoby się na dodatek bez problemu streścić w kilku podpunktach. Jeśli szukamy praktycznego przewodnika o tym, jak krok po kroku dojść do bogactwa, raczej go tutaj nie znajdziemy. Znajdziemy za to bardzo ciekawą filozofię finansów osobistych, inwestowania oraz budowania majątku, która dla wielu może być dość rewolucyjna. Dlaczego rewolucyjna?

„Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” - inne spojrzenie na pieniądze i pracę

Czy warto przeczytać książkę Bogaty Ojciec Biedny Ojciec - recenzja
Nie jestem znawcą życia Roberta Kiyosaki, ale jego najbardziej znana książka powstała w oparciu o jego doświadczenia oraz obserwację problemów bliższych i dalszych znajomych z pieniędzmi. Sam dorobił się na inwestycjach w nieruchomości oraz w kilku innych branżach. Punktem wyjścia do napisania książki „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” była chęć podzielenia się swoim niekonwencjonalnym podejściem do finansów.

Na czym opiera się to podejście?

1. praca dla siebie ponad pracę dla innych

Od dziecka jesteśmy przygotowywani w domu i w szkole, żeby znaleźć pracę w prywatnej firmie lub państwowej instytucji. Najlepiej na etat. Pracować dla kogoś i otrzymywać za to co miesiąc wynagrodzenie. To dla olbrzymiej część z nas podstawowa, a może i jedyna definicja pracy.

Kiyosaki proponuje zupełnie inne podejście do pracy – zachęca do przedsiębiorczości, do tworzenia pracy dla siebie i dla innych, do wyjścia ze schematu polegającego na podporządkowywaniu swojego czasu oraz umiejętności innym.

Nie chodzi tu tylko o wzięcie większej odpowiedzialności za siebie. Chodzi również o rozwiązania podatkowe, które sprzyjają aktywnym przedsiębiorcom oraz inwestorom. Przykład z polskiego podwórka – prowadząc firmę możemy odpisywać od podstawy opodatkowania wydatki, które ponosimy na jej działanie. W ten sposób nasze zyski możemy reinwestować w firmę, a nie oddawać państwu w formie podatków. Pracując na etacie lub innych umowach nie mamy możliwości pomniejszania w ten sposób swoich podatków.

To z tej książki pochodzi również znane powiedzenie, że najpierw powinniśmy płacić sobie.

Tutaj "Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec" w księgarnii internetowej.

2. najważniejsze są aktywa

Nie każdy chce jednak zakładać firmę i brać na siebie to ryzyko. Praca na etacie może być równie satysfakcjonująca. I w takim przypadku „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” będzie miał coś do zaoferowania.

Choćby proste wytłumaczenie pojęć aktywa oraz pasywa, włącznie z ich wpływem na nasze finanse. Pojęcia pochodzą ze świata rachunkowości, ale ich znajomość przyda się każdemu. Aktywa to wszystko, co generuje nam przychód, na czym zarabiamy. Pasywa to wszystko, co generuje nam koszty.

Jeśli chcemy większego bezpieczeństwa finansowego, musimy dążyć do zwiększenia liczby naszych aktywów i nie pozwolić, żeby w tym samym tempie rosły też pasywa. To prosta zasada, której jednak wielu z nas nie udaje się wprowadzić w życie. Dlaczego?

Kiyosaki sugeruje, że nie rozumiemy, co to są aktywa. Dla niektórych może być to szok, ale ani nasz prywatny samochód, ani nawet mieszkanie nie są aktywami. Po pierwsze generują koszty, a po drugie w normalnych okolicznościach nie generują żadnych przychodów.

Ale samochód, który pozwala nam zarabiać jako taksówkarz to już rodzaj aktywa. Podobnie jak drugie mieszkanie, które wynajmujemy zarabiając na czynszu.

Bogactwo małe i wielkie bierze się właśnie z akumulacji różnego rodzaju aktywów i ograniczania pasywów. Jeśli polegamy tylko na zarobkach z naszej etatowej pracy, wystawiamy się na bardzo duże ryzyko – kłopoty firmy czy inne zawirowania na rynku mogą doprowadzić do wyschnięcia tego źródła zarobków. Jeśli jest to nasze jedyne źródło utrzymania i nie mamy żadnych innych aktywów, możemy znaleźć się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Dlatego warto tworzyć i gromadzić różne aktywa – od najprostszych oszczędności (lokaty, gotówka na koncie oszczędnościowym) poprzez inwestycje kapitałowe (fundusze, akcje) po inwestycje bezpośrednie (biznesy, nieruchomości, własność intelektualna, itp.).


3. rola ryzyka

Odkąd przyglądam się różnym możliwościom oszczędzania i inwestowania zmieniło się trochę moje rozumienie słowa ryzyko w finansach. W pewnym sensie inwestowanie na giełdzie jest dużo mniej ryzykowne niż oszczędzanie na lokatach. Jak to możliwe?

Wszystko zależy od naszych umiejętności, szczególnie zdolności do zabezpieczenia swoich aktywów. W niewprawnych rękach inwestowanie w akcje to recepta na finansową katastrofę, ale we wprawnych rękach to przepis na ponadprzeciętne zyski.

Ryzyko należy zrozumieć, a potem znaleźć sposób, żeby je ograniczyć. Nie wyeliminować, ale ograniczyć. Dotyczy to zresztą nie tylko inwestycji kapitałowych, ale też bezpośrednich. Czy ktoś wyobraża sobie udane zainwestowanie w nieruchomość bez zrozumienia ryzyka, jakie się z tym wiąże? Czy ktoś wyobraża sobie założenie firmy transportowej bez wcześniejszego przyjrzenia się temu rynkowi, zasadom na nim panującym, konkurencji, itp.?

W książce „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” Kiyosaki przywraca ryzyku jego właściwe miejsce. Nie należy go za wszelką cenę unikać. Trzeba dążyć do jego poznania, zrozumienia i wypracowania narzędzi do jego ograniczania.

Zresztą dość przewrotną naturę ryzyka w finansach nie trudno dostrzec w zachowaniach początkujących inwestorów. Zobaczmy, co się stało w 2007 roku. Był to szczyt zainteresowania funduszami inwestycyjnymi oraz szczyt ostatniej dużej hossy na polskiej giełdzie. Po latach wzrostów poczucie ryzyka związanego z taką inwestycją zmalało, a apetyt na zyski się upowszechnił. Widząc zapotrzebowanie, branża finansowa była do końca w ofensywie sprzedając klientom jednostki funduszy inwestycyjnych w momencie, kiedy były najdroższe w historii.

Jakieś pół roku później giełda była w największym dołku od lat, akcje i jednostki funduszy inwestycyjnych były bardzo tanie. Tylko że poczucie ryzyka wzrosło dramatycznie. Razem z nim wzrosło zapotrzebowanie na bezpieczne aktywa (depozyty bankowe, obligacje). Branża finansowa znowu była na miejscu – oferowała depozyty, polisolokaty, lokaty strukturyzowane z ochroną kapitału. W momencie, kiedy akcje i jednostki funduszy inwestycyjnych były najtańsze od lat, a prawdziwe ryzyko w dłuższym terminie bardzo niskie.

Może gdyby inwestorzy wiedzieli więcej o rynku akcji oraz inwestowaniu w fundusze, byliby lepiej przygotowani na to, co się wtedy wydarzyło. Może lepiej oceniliby prawdziwe ryzyko inwestowania w przewartościowane aktywa.

Tutaj "Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec" w księgarnii internetowej.

Czy warto przeczytać książkę „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec”?

Ja przeczytałem ją z dużą przyjemnością kilka miesięcy temu. Na pewno nie zmieniła mojego podejścia do finansów, ale utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto brać odpowiedzialność za siebie, wykorzystywać możliwości, nieustannie się uczyć oraz patrzeć krytycznie na kilka powszechnych opinii o pieniądzach (np. że szczytem marzeń powinien być etat lub że ryzyka należy za wszelką cenę unikać).

Na pewno nie jest to książka dla tych, którzy szukają gotowej recepty na sukces w finansach. Jeśli jest tu jakaś recepta, jest ona podana na wysokim poziomie ogólności – każdy sam będzie musiał to sobie przełożyć na rzeczywistość, która go otacza.

Z dużym dystansem czytałem za to fragmenty poświęcone tzw. dochodowi pasywnemu. Jest to pojęcie, które robi w tej chwili zawrotną karierę – każdy chciałby nic nie robić i zarabiać. „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” trochę podsyca dość powszechną w tej chwili pogardę dla ciężkiej pracy. Z tym elementem akurat kompletnie się nie zgadzam.

Uważam, że bez ciężkiej pracy, dyscypliny, a często również pokory będzie nam bardzo trudno się wzbogacić. A w książce Kiyosaki wygląda to na coś łatwego – wystarczy zmienić myślenie i już. Pieniądze pojawią się nie wiadomo skąd. Nie wystarczy.

Dlatego myślę, że najbardziej na przeczytaniu książki „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec” mogą skorzystać ludzie dojrzali, którzy wiedzą, co to oznacza ciężka praca, odpowiedzialność, dyscyplina, itp. Robert Kiyosaki może pokazać im trochę inne podejście do pieniędzy, które wciąż wymaga tych wartości, ale używa ich w innych sposób.

Tutaj znajdziesz książkę "Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec" w dobrej cenie.


6 komentarzy:

  1. Książka wzbudziła we mnie obrzydzenie.
    To powiedzenie: "najpierw płace sam sobie" jest mottem wszelkiego rodzaju oszustów i zdzierców.
    Autor sam jest oszustem, ponieważ on nie stał się bogaty, dopóki nie poszła dobrze sprzedaż tej książki właśnie. Wszystkie jego wcześniejsze inwestycje zdechły.

    Dobrze uświadamia pewne prawdy o pieniądzach, ale czyni to w oślizgłej otoczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa i bardzo emocjonalna reakcja- warto się zastanowić, skąd się wzięła.

      Dla mnie tekst "najpierw płać sobie" oznacza na przykład to, żeby część pieniędzy przelewać na konto oszczędnościowe (= płacić sobie), a nie wydawać (= płacić innym).

      Nie znam niestety biografii autora w takim stopniu, żeby go oceniać jako inwestora, ale jestem pewien, że napisanie popularnej książki to nie jest oszustwo.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Myślę że komentarz Anonimowego wynika po prostu z mentalności naszego społeczeństwa. Wszyscy wyrośliśmy w przekonaniu, że za dużymi pieniędzmi kryją się oszuści i złodzieje. Potrzebna jest raczej zmiana pokoleniowa, większa otwartość na to, co dzieje się na świecie i jak inni robią swoje fortuny. My Polacy musimy dużo się jeszcze nauczyć, przede wszystkim oduczyć się tej destruktywnej krytyki, która nic nie wnosi, a spróbować nowych możliwości. Autor nie żyje tylko z książek, ma kilka biznesów w branży nieruchomości i naftowej i uzyskuje z nich przychody. Dlaczego nie uczyć się od praktyka? Więcej pozytywnego nastawienia na pewno wielu pomogłoby spojrzeć na rzeczy inaczej :-)

      Usuń
    3. Dziękuję za komentarz!

      Szczera prawda. Jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Pieniądze i proces bogacenia się wywołują wielkie emocje. Bardzo powoli uczymy się nowych zasad akumulowania kapitału. Na dodatek lubimy sobie ponarzekać.

      Inna sprawa, że są ludzie, którym z różnych powodów naprawdę nie powodzi się finansowo. Nie mogą odnaleźć tego pozytywnego rytmu, o którym nam wszystkim (i Kiyosakiemu) chodzi. Zmagają się z jakimiś strukturalnymi problemami (błędy przeszłości, kredyty, mało atrakcyjne wykształcenie, itp).

      Mimo krytyki, frustracji i złości, którą wywołują w nich takie książki czy recenzje, życzę im jak najlepiej.

      Pozdrawiam, proszę wracać!

      Usuń
    4. Mądrze powiedziane. Pozdrawiam,Joanna

      Usuń
  2. Miałem przyjemność nie dawno przeczytać właśnie tę książkę. Zaczerpnąłem z niej sporom ilość wiedzy i motywacji do zmieniani obecnego życia. Postać pana Roberta intryguje mnie i utwierdza w przekonaniu, że warto działać i być świadomym swoich finansów. Chciałbym mieć same aktywa ... :)

    OdpowiedzUsuń

A co Ty sądzisz?