niedziela, 4 listopada 2012

5 lekcji z mojej najlepszej i najgorszej inwestycji giełdowej

Nie jestem wyrafinowanym inwestorem giełdowym. Od sierpnia 2008r. inwestuję sporadycznie w spółki na GPW, od niedawna także w fundusze ETF oraz obligacje korporacyjne. Przeznaczam na to niewielką część mojego portfela inwestycyjnego oraz wykonuję transakcje naprawdę rzadko. Myślę o sobie jako drobnym inwestorze średnioterminowym lub długoterminowym.

Nie mam jasno zdefiniowanej strategii inwestycyjnej ani rygorystycznej metody działania. Decyzje podejmuję na podstawie własnej intuicji opartej o mieszaninę obserwacji dłuższych trendów na wykresach, danych ze spółek oraz gospodarki oraz moich doświadczeń z produktami lub usługami firmy. Na więcej nie mam czasu ani ochoty.

Jakie to podejście przynosi efekty? Mieszane. Z jednej strony co roku udawało mi się zamykać pozycje z zyskiem na rachunku inwestycyjnym, z drugiej w tej chwili jestem na większości moich spółek oraz całym portfelu giełdowym na zdecydowanym minusie. Dla wielu z nich jest to okres przejściowy, ale co do jednej z nich praktycznie straciłem już nadzieję. Przeczytaj historię mojej najlepszej i najgorszej inwestycji giełdowej (w jednym) oraz 5 lekcji, które wyniosłem z tej inwestycji. Ucz się na moich błędach!

Moja najlepsza i najgorsza inwestycja giełdowa w jednym

najlepsza i najgorsza inwestycja giełdowa
Były wakacje 2009r. Przez ostatnie kilka miesięcy giełdy konsekwentnie odrabiały straty po gwałtownych spadkach z przełomu 2007/2008 na skutek problemów branży bankowej w USA. Zwróciłem uwagę na małą spółkę Euromark, producenta sprzętu sportowego i turystycznego takich marek jak Campus i Alpinus. Była drastycznie przeceniona w stosunku do debiutu (ok. 20zł), ale już wyraźnie odbiła się od dna z lutego 2009r. (ok. 50 groszy).

Ze spółki dochodziły dobre wiadomości, polepszały się wyniki finansowe, a ja miałem pozytywne nastawienie do produktów firmy. W przeciągu kilku dni kupiłem dwa małe pakiety akcji ze średnią ceną ok. 2 złotych.

Kilka miesięcy później akcje Euromark były o 100% droższe. Jest to mała spółka spoza najważniejszych indeksów – jej akcje należą do mało płynnych. Skoki wyceny były rzędu 10% dziennie. Na szczęście dla mnie, kupiłem Euromark w dość wczesnej fazie wyraźnego ruchu wzrostowego.

W lecie 2010r., niecały rok po zakupie, cena zbliżyła się do 6zł za akcję, a ja byłem 200% na plusie. Giełda była po kilkunastu miesiącach odreagowywania spadków. Na wielu innych spółkach, również tych większych, jak KGHM, można było zarobić tyle i więcej.

Tylko, że ja nie zarobiłem tych 200% na swoich akcjach. Bo ich nie sprzedałem. Jak spojrzymy na wykres poniżej, widać dzisiaj wyraźnie, że z dzisiejszej perspektywy był to błąd. Co więcej, moja reakcja na pierwsze spadki kursu akcji Euromark była dokładnie odwrotna. Zachęcony do firmy olbrzymim wzrostem wartości moich akcji w tak krótkim czasie, zdecydowałem się dokupować na spadkach.

inwestycja w spółkę Euromark - historia

W marcu 2011r. dokupiłem pakiet podobnej wielkości co wcześniej po ponad 5zł za akcję. Po kilku tygodniach kurs wrócił w okolice 6zł, moja intuicja się potwierdziła, zyski wzrosły do ponad 200%, a ja miałem poczucie, że jestem właścicielem doskonałych walorów, których wartość będzie nadal wzrastać.

Dlatego, kiedy po kilku miesiącach kurs spadł w okolice 4zł, gdzie wciąż byłem na solidnym plusie rzędu 80% na całości inwestycji w Euromark, zdecydowałem się dokupić w nadziei na powrót i przebicie szczytów. Wcześniejsze wydarzenia oraz wirtualne zyski były wystarczającymi argumentami, żeby wykonać taki ruch i uznać, że jest rozsądny.

Niestety, przez najbliższe kilka miesięcy kurs wyłącznie spadał i to równie szybko, jak wcześniej rósł. Inwestycja zaczęła przynosić straty, które szybko się pogłębiały. We wrześniu 2011r. kupiłem pakiet akcji jeszcze raz po 1,6zł. Dlaczego? Moje rozumowanie było takie – kurs jest już wyraźnie poniżej mojej średniej ceny zakupu. Dokupię po niższej cenie i podczas odbicia szybciej zacznę zarabiać. Moja średnia cena zakupu będzie przecież niższa.

O dziwo wkrótce nastąpił krótki okres wzrostów, ale nie były one na tyle duże, żeby doprowadzić kurs nawet do mojej średniej ceny zakupu dla całej inwestycji, gdzie mógłbym wyjść na zero. A nienawidzę sprzedawać ze stratą!

Kolejne miesiące nie przyniosły jednak wzrostów. Spółka wpadła w kłopoty finansowe oraz prawne, a wyniki sprzedaży systematycznie się pogarszały. Firma ma mnóstwo zalegającego towaru i walczy na noże z konkurencją. Kurs spadł do 18 groszy i coraz częściej pojawiają się plotki o upadłości spółki.

Brak płynności, który był tak przydatny w okresie dynamicznych wzrostów, jest w tej chwili przekleństwem – bardzo trudno kupić / sprzedać nawet względnie niewielkie ilości akcji. Sytuacji nie poprawia fakt, że spółka wypadła jakiś czas temu z notowań ciągłych.

Aktualizacja grudzień 2012: spółka zbankrutowała.

Czego się nauczyłem z inwestycji w akcje Euromark?

Cóż, wygląda to dramatycznie, jeśli spojrzymy na skalę strat. Ponad 92% spadek wartości kapitału to nie przelewki. To totalna, nieakceptowalna pomyłka. To porażka na całej linii. W żadnym razie nie powinniśmy godzić się na tego typu straty. Co mogę zmienić w swoim myśleniu o inwestowaniu w akcje, żeby to się nie powtórzyło?

1. Stop loss. Dlaczego nie ustaliłem poziomu wyjścia z tej inwestycji na stracie? Dlaczego nie miałem planu sprzedania akcji spółki, jeśli osiągnie nieakceptowalną dla mnie cenę? Po pierwsze dlatego, że uważałem Euromark za inwestycję długoterminową, wieloletnią – nie chciałem jej sprzedawać po roku ani z zyskiem, ani ze stratą. Po drugie – bardzo długo wierzyłem w powrót spółki do wzrostów, które tak pozytywnie mnie nastawiły w pierwszym roku posiadania akcji.

Tak czy inaczej, błędem było inwestowanie bez stop lossa. Dzięki tej automatycznej transakcji system sprzeda nasze akcje przy określonym przez nas poziomie bez naszego udziału. Wystarczy ustawić ją w swoim rachunku inwestycyjnym i pozwolić maszynom wykonać wyrok na swojej inwestycji.

Stop loss pomógł mi potem zrealizować zyski na innej inwestycji – w informatyczną spółkę Sygnity, zanim jej kurs runął po serii niekorzystnych danych.

2. Ignorowanie trendów. Inwestować powinniśmy z trendem. Na rosnącym rynku warto kupować, na spadającym – sprzedawać. Nie ma co kopać się z koniem. Szczególnie moje ostatnie dwie transakcje to nieudolna próba przechytrzenia rynku. To kopanie się z koniem. Zagranie wbrew wyraźnemu trendowi. W marcu 2011r. zamiast zakupu na 4,10zł należało sprzedawać, bo kurs wyraźnie przebijał kolejne dołki, był w trendzie spadkowym. To był mój kluczowy błąd, którego chcę za wszelką cenę uniknąć w przyszłości.

3. Ignorowanie informacji ze spółki oraz z gospodarki. Spadki nie były dziełem przypadku. Atmosfera wokół spółki robiła się coraz bardziej negatywna, a wyniki niepokojące. W pewnym momencie kurs runął w przepaść po informacji o przegranym przez Euromark procesie sądowym. Części z tych informacji nie mogłem znać, zanim się pojawiły (a wtedy jest zazwyczaj za późno na reakcję). Inne zignorowałem. Podobnie jak zignorowałem zmieniający się na niekorzyść sentyment na GPW. Po okresie wzrostów odreagowujących kryzys bankowy 2007-2008r., rynek stracił motywację do zakupów i zaczął się najpierw osuwać, a potem gwałtownie spadać. Małe, niezbyt płynne spółki o słabych fundamentach jak Euromark są w takich okolicznościach liderami spadków.

4. Nastawienie na długi termin. Dlaczego nie sprzedałem akcji po roku inkasując 200% zysku? Bo traktowałem je jako długoterminową inwestycję. A w moim przekonaniu jeden rok to nie długi termin. Miałem nadzieję, że po kilku lub kilkunastu latach moje zyski będą o wiele większe.

Jeszcze nic straconego. Wciąż mam akcje firmy Euromark, aktualnie po 18 groszy za sztukę. Sytuacja jest dynamiczna. Sprzedawać ze stratą 92% nie zamierzam. Upadłość firmy mną nie wstrząśnie. A może obawy się nie sprawdzą i spółka wróci do łask klientów i inwestorów.

Aktualizacja grudzień 2012: To koniec - firma ogłosiła upadłość.

Tylko że gdybym sprzedał w lecie 2010r. nie musiałbym dzisiaj się w ogóle tym zajmować. A moje zainwestowane pieniądze by się potroiły. Dlatego mam zamiar częściej realizować zyski / straty i nie przywiązywać się do spółek tylko dlatego, że jestem nastawiony na długoterminową obecność na giełdzie. Dalej chcę mieć daleki horyzont przy inwestowaniu w akcje, ale nie wyklucza to większej rotacji walorów w moim portfelu, jeśli są ku takim zmianom zasadnicze podstawy.

5. Zróżnicowanie portfela (dywersyfikacja). Przy wszystkich błędach, które popełniłem, udało mi się jednak uniknąć dużych zniszczeń w portfelu dzięki dywersyfikacji. Nie dosyć, że akcje to mały procent mojego całego portfela oszczędności i inwestycji, to jeszcze Euromark był częścią większego portfela giełdowego (w różnych okresach 5-10 spółek). Poza tym, straty procentowe wyglądają dzisiaj przerażająco (-92%), ale nie mówimy tu o kwocie, która przyprawiałaby kogokolwiek o zawrót głowy.

Co dalej z inwestowaniem na giełdzie?

Jestem zdania, że na błędach trzeba się uczyć, a nie zamieniać je w uprzedzenia, kompleksy czy urazy. Nadal mam zamiar trzymać pewną część moich zasobów w akcjach spółek, które uważam za wartościowe, niedocenione i perspektywiczne.

Na pewno muszę bardziej rygorystycznie oceniać ich potencjał, konsekwentniej reagować na trendy i nie bać się wychodzenia z inwestycji, nawet na stracie (to będzie najtrudniejsze!). Dla zautomatyzowania pewnych posunięć praktycznie każda z moich inwestycji powinna mieć ustawionego stop lossa na nieakceptowalnych poziomach. Stop loss mógłby przesuwać się stopniowo w górę w przypadku wzrostów, żeby chronić ewentualne zyski.

Czy to załatwi wszystko? Czy teraz będę tylko zarabiał na giełdzie? Nie, to zaledwie jeden krok w nowym kierunku i pewnie wkrótce znowu go będzie trzeba zrewidować.

Przeczytaj też o tym, jak stworzyć bezpieczny plan regularnego oszczędzania oraz lokatę strukturyzowaną. Jeśli masz jakiś pomysł na artykuł, zasugeruj go przez formularz kontaktowy.

3 komentarze:

  1. Moim zdaniem powinieneś dopisać jeszcze jeden błąd.

    Zbyt mała płynność/kapitalizacja spółki.

    Niestety przy małych spółkach można stosunkowo małym kapitałem "sterować" kursem, "podpompować" go umiejętnie, licząc na to, że tłum rzuci się do kupowania widząc wzrosty.

    Generalnie ja jestem zwolennikiem inwestowania w fundamenty i to poparte wieloletnimi pozytywnymi danymi.

    OdpowiedzUsuń
  2. o tych fundamentach powiedzcie gościom z ofe co na tpsa siedzą

    OdpowiedzUsuń

A co Ty sądzisz?