sobota, 16 marca 2013

Fundusze cyklu życia – założenia, zalety, wątpliwości

Fundusze cyklu życia to jedno z bardziej interesujących zjawisk, które pojawiły się ostatnio w długoterminowym inwestowaniu. W Polsce znajdziemy je w ofercie kilku towarzystw, np. TFI ING, PKO czy PZU – są one dostępne również w formie IKE lub IKZE. Co pewien czas pojawiają się głosy o tym, żeby otwarte fundusze emerytalne miały wbudowany element cyklu życia.

W skrócie inwestowanie oparte o cykl życia polega na tym, że w miarę upływu czasu i zbliżania się końcowej daty inwestycji, nasz portfel inwestycyjny staje się coraz bardziej defensywny. Zmniejsza się w nim cześć akcyjna, a zwiększa część obligacyjna i gotówkowa. To lepiej stabilizuje wartość kapitału, który – jak zakładamy – będzie wkrótce użyty (np. do sfinansowania emerytury).

Jakie są najważniejsze założenia funduszy opartych o cykl życia? Jakie są ich zalety i wady dla długoterminowego inwestora? Dla kogo są tego typu fundusze?

Inwestowanie oparte o cykl życia – najważniejsze założenia

Fundusze cyklu życia - opinieJest wiele czynników wpływających na nasz profil inwestycyjny – oczekiwana stopa zwrotu, tolerancja ryzyka, doświadczenie i wiedza, obecny status materialny, wiek, cele życiowe, itp. Można w różny sposób ocenić wagę każdego z tych czynników. Fundusze cyklu życia na pierwszy plan wysuwają wiek inwestora i łączą go mechanicznie z tolerancją na ryzyko.

Założenie jest proste – im jesteśmy młodsi (lub im odleglejszy jest moment zakończenia inwestycji), tym więcej powinniśmy zaakceptować ryzyka w naszym portfelu inwestycyjnym. Więcej ryzyka to więcej akcji polskich i zagranicznych spółek, a mniej obligacji skarbowych oraz lokat pieniężnych.

Stopniowo – w miarę dochodzenia do końca inwestycji – te proporcje powinny się odwrócić. Każdy fundusz może inaczej określić te proporcje w różnych okresach, ale zasada dostosowywania poziomu ryzyka do wieku jest taka sama.

Przesunięcia aktywów dokonywane są automatycznie, bez względu na sytuację na rynkach finansowych, zgodnie z algorytmem. Tak wygląda to na modelu stosowanym przez fundusze ING Perspektywa.

ING Perspektywa - fundusz cyklu życia
Fundusze cyklu życia - ING Perspektywa klasy aktywów

Czyli podsumowując – fundusze cyklu życia:
  • to fundusze zarządzane, w których nie podejmujemy samodzielnych decyzji inwestycyjnych,
  • mechanicznie zmniejszają ilość akcji w portfelu w miarę zbliżania się do końca inwestycji bez oglądania się na okoliczności na rynkach,
  • na pierwszym planie stawiają tolerancję ryzyka powiązaną z wiekiem inwestora.
No właśnie – instynktownie nie sposób się nie zgodzić z tym, że gdy zbliżamy się do końca długiej inwestycji (np. do emerytury), coraz bardziej zależy nam na ochronie wartości naszego kapitału, a coraz mniej chcemy szarżować. Czyli w teorii inwestowanie oparte o cykl życia zaspokaja ważną potrzebę, ale czy będzie skuteczne w praktyce?

Jakie są zalety funduszy cyklu życia?

Wiele zależy od tego, czy jesteśmy inwestorami z ambicjami do samodzielnej oceny sytuacji i podejmowania decyzji, czy nie. Jeśli nie – strategie cyklu życia to jedno z podejść, które warto rozważyć. Dlaczego?

Ponieważ jest to jakaś spójna strategia dotycząca naszej długoterminowej inwestycji. Na pewno nie będzie idealna, nie będzie też optymalna, szczególnie w stosunku do najlepszych strategii indywidualnych, ale nada jakiś kierunek naszemu portfelowi i zwolni nas z konieczności podejmowania decyzji.

Inne przykłady mechanicznych strategii, które można skonstruować samemu to przenoszenie dochodu oraz utrzymywanie wartości.

Polskie fundusze cyklu życia działają jeszcze zbyt krótko, żeby oceniać ich wyniki – chyba żaden nie osiągnął jeszcze docelowej daty zakończenia inwestycji. Niestety przykłady z zagranicy pokazują, że tego typu fundusze mogą w niesprzyjających warunkach kończyć się klapą.

Tak czy inaczej – fundusze cyklu życia to pewien kompromis. Godzimy się na mechaniczną, uśrednioną i ujednoliconą strategię, która prawie na pewno nie da optymalnych rezultatów, ale wyeliminuje potencjalne błędy, które wielu inwestorów popełnia działając samodzielnie, np. kupując na górce czy sprzedając w dołku.

Jakie są wady funduszy opartych o cykl życia?

Jest sporo wątpliwości wokół koncepcji inwestowania opartej o cykl życia.

1.

Gdy jesteśmy młodzi, powinniśmy więcej ryzykować, ponieważ długi horyzont inwestycyjny oznacza, że mamy duże szanse załapania się na kolejne hosse w przyszłości. Problem polega na tym, że w pierwszych etapach inwestycji, jej wartość jest mała. Dlaczego? Ponieważ nasze oszczędności są niewielkie.

Powiedzmy, że jesteśmy młodzi i inwestujemy w funduszu cyklu życia, który dla naszego wieku wyznacza 100% zaangażowania w akcje. W przeciągu trzech lat giełda rośnie o 40%. Ale nasz kapitał w funduszu jest wciąż stosunkowo mały. I co z tego?

Czy lepiej zarobić 40% od 10 tysięcy złotych, czy od 100 tysięcy złotych? W pierwszym przypadku to 4 tysiące, w drugim 40 tysięcy.

Niestety przy inwestowaniu w oparciu o cykl życia jest dużo bardziej prawdopodobne, że zarobimy tą pierwszą kwotę. Będziemy przecież dopiero na początku oszczędzania i wartość naszego kapitału będzie niska. A więc okres największego potencjału zysku nastąpi w momencie, kiedy będziemy mieli najmniej pieniędzy.

A po kilkunastu latach, kiedy kwota oszczędności będzie dużo wyższa, filozofia cyklu życia nie pozwoli nam na zaangażowanie ich w dużej części w akcje, nawet w okresach hossy, ponieważ zakończenie inwestycji będzie zbyt blisko.

Ciekawe badania ilustrujące ten problem przeprowadził na 19 rynkach Hiszpan Javier Estrada. Sprawdził na danych historycznych, czy skuteczniejsze jest przechodzenie od zaangażowania 100% w akcje do 100% w obligacje (typowy cykl życia), czy przechodzenie od zaangażowania 100% w obligacje do 100% w akcje (odwrotność cyklu życia).

Rezultaty są super ciekawe i kompletnie zaprzeczają intuicji. Wynika z nich mianowicie, że odwrotność cyklu życia (od bezpiecznych do ryzykownych) przynosi zazwyczaj lepsze rezultaty niż standardowy cykl życia (od ryzykownych do bezpiecznych).

2.

Duży problem z funduszami cyklu życia polega na tym, że ujednolicają potrzeby inwestorów w tym samym wieku. Wiek inwestora lub data docelowa inwestycji stają się centralnym punktem, który przesłania wszystkie inne czynniki. Jakie to ma znaczenie?

Po pierwsze – dwaj rówieśnicy (np. 30-latkowie) mogą być na kompletnie różnych etapach swojego życia i – co ważniejsze – na kompletnie różnych etapach budowania swojego majątku. Różnice mogą być naprawdę gigantyczne i wynikać z całej masy elementów – pozycji zawodowej, sytuacji rodzinnej, edukacji, perspektyw na przyszłość, zobowiązań z przeszłości lub ich braku, itp.

Wrzucenie obu do jednego worka tylko przez to, że urodzili się w tym samym roku to duże uproszczenie. Jeśli wybieramy fundusz cyklu życia – musimy się liczyć z tym, że w taki uproszczony sposób pozwalamy określić swój profil inwestycyjny. W rzeczywistości może być on bardziej złożony.

Po drugie – ten typ inwestowania nie bierze pod uwagę różnic w poziomie wiedzy czy doświadczenia inwestycyjnego klientów. Jest to ujednolicony model dla przeciętnego klienta w tym wieku z celem inwestycyjnym oddalonym np. o 20 czy 30 lat. Warto tu po raz kolejny podkreślić, że jest to rozwiązanie zarządzane – bez naszego udziału w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.

3.

Osobiście największy problem mam z oderwaniem tego podejścia od cykli koniunkturalnych na rynkach. Model, którego używają towarzystwa w przypadku funduszy cyklu życia, zakłada automatyczne dopasowywanie aktywów do wieku bez względu na sytuację na giełdach. Pewnie jest jakiś margines na niestandardowe posunięcia zarządzających, ale nie może być on zbyt wielki.

To oznacza, że wyniki takiego funduszu w momencie dotarcia do daty docelowej (np. 2030) są uzależnione od tego, jak ułoży się w tym czasie rynek.

Wróćmy do badania Estrady – w okresie 40 lat dla danych z rynku brytyjskiego, dla systematycznych wpłat po 1000 funtów rocznie, najlepszy wynik to ponad 215 tysięcy funtów, a najgorszy to niecałe 34 tysiące funtów na zakończenie. W zależności od tego, kiedy zaczynaliśmy i kończyliśmy inwestycję.

Badanie dotyczyło 71 różnych okresów po 40 lat i stopniowego przechodzenia ze 100% akcji do 100% obligacji.

Obserwacja cykli inwestycyjnych oraz trafne dostosowywanie do nich portfela dałoby szansę na wyższe zyski w okresach hossy na giełdach oraz lepszą ochronę kapitału podczas bessy. Tylko czy jesteśmy w stanie przez kilkadziesiąt lat bezbłędnie oceniać sytuację i na czas przenosić swoje oszczędności np. z funduszy akcyjnych do pieniężnych i z powrotem?

Jeśli mamy wiedzę, warsztat pracy z danymi rynkowymi oraz metody podejmowania decyzji, na pewno warto bardziej polegać na cyklach inwestycyjnych niż robią to fundusze cyklu życia.

Ale bądźmy szczerzy – większość początkujących inwestorów wystawia się na olbrzymie ryzyko i emocje samodzielnie dostosowując portfel do sytuacji.

4.

Tylko zdając się w całości na fundusze cyklu życia w ogóle nie rozwijamy się jako inwestorzy. Nie wiem, co jest lepsze – przez 30 czy 40 lat obserwować, jak algorytm, którego do końca nie rozumiemy, podejmuje decyzje związane z naszymi oszczędnościami czy od samego początku postawić na intensywną edukację i wziąć sprawy w swoje ręce (na tyle na ile to możliwe)?

Osobiście skłaniam się ku drugiemu rozwiązaniu, ale rozumiem, że nie każdy ma ochotę i czas, żeby się zaangażować w rolę inwestora dla swoich oszczędności. Moim zdaniem stawka jest jednak zbyt wysoka, żeby traktować to jako poboczną sprawę.

Z drugiej strony – można zacząć od inwestowania w fundusze cyklu życia, a potem stopniowo się dokształcać i po jakimś czasie przejąć więcej kontroli nad swoimi inwestycjami. Jak z każdego otwartego funduszu inwestycyjnego, również z tych możemy w każdym momencie wyjść lub zamienić na inny.

5.

Sama koncepcja cyklu życia wydaje mi się słuszna – w miarę, jak nasz majątek rośnie, a my stajemy się starsi, coraz większą wagę warto przykładać do bezpieczeństwa. Nawet jeśli wydarza się to kosztem niższych zysków. To kwestia nie tyle optymalizacji swoich inwestycji, co psychicznego i emocjonalnego komfortu.

Jeśli w wieku 60 lat stracimy 30% aktywów, które praktycznie zaspakajały nasze oczekiwania co do przyszłości, sprawi nam to o wiele więcej problemów niż ewentualne 30% zysku sprawiłoby nam przyjemności. Strata pokrzyżuje nasze plany, a zysk niewiele zmieni, bo i tak mieliśmy tyle, ile nam było potrzeba. A na dodatek nasze produktywne lata dobiegają końca, więc jest trochę mniej czasu na odrobienie strat.

Ale to są oczywiście indywidualne wybory – każdy sam określa też poziom oszczędności, który zapewni mu komfort życia w przyszłości.

Z drugiej strony – na końcową datę każdej inwestycji trzeba patrzeć trochę elastycznie. Czy początek emerytury (państwowej lub prywatnej, wcześniejszej) to moment, kiedy powinniśmy w 100% wycofać się z aktywności na rynkach finansowych i tylko konsumować oszczędności?

Przy rosnącej długości życia, na jakiejś formie emerytury będziemy spędzać nawet kilkanaście lat i więcej. A przecież część oszczędności warto przekazać kolejnym pokoleniom, których cykl życia nie pokrywa się z naszym.

Fundusze cyklu życia – podsumowanie

To nowe rozwiązanie od towarzystw funduszy inwestycyjnych (np. ING TFI) bazuje na ciekawym założeniu, że ryzyko jest powiązane z wiekiem inwestora lub odległością od naszego celu inwestycyjnego. Jak to podejście sprawdzi się w praktyce będziemy mogli zacząć oceniać dopiero za kilka lat, kiedy pierwsze polskie fundusze osiągną docelowe daty zakończenia inwestycji.

Udział w funduszach cyklu życia mogą rozważyć inwestorzy bez ambicji do samodzielnego inwestowania, którzy szukają spójnego podejścia swoich oszczędności.

Wśród najważniejszych wątpliwości warto wymienić to, że takie fundusze nie biorą pod uwagę indywidualnych różnic między inwestorami w tym samym wieku, nie wykorzystują potencjału cykli koniunkturalnych oraz zwalniają inwestora z myślenia, co spowalnia jego rozwój. Na dodatek badania pokazują, że przenoszenie z wiekiem aktywów z części akcyjnej do pieniężnej i obligacyjnej nie jest najskuteczniejszą strategią inwestycyjną.

Jednym z dostawców funduszy cyklu życia jest towarzystwo funduszy inwestycyjnych ING.



6 komentarzy:

  1. Sama idea cyklu jest dobra, jednak osobiście nie toleruję mechaniczności narzucanej w produktach które włączyły ją w swoje struktury. Jak zostało wspomniane - obawiałbym się automatycznego przeniesienia moich środków w bardzo niesprzyjającym momencie. Gdyby to się stało na podstawie mojej decyzji - ok, mam winnego. Jednak w przypadku mechniczności czułbym się oszukany.
    Podobnej mechaniczności czy też narzucania pewnych zasad nie lubię w tzw. regularach. Pomijając inne skrajnie niekorzystne kwestie - sama idea oszczędzania regularnego jest słuszna. Ale przy programie na 10 lat nie jestem w stanie przewidzieć czy będę mógł co miesiąc wpłacać określoną stawkę. Wolałbym więc coś luźniejszego - jeśli w danym miesiącu będę w stanie wpłacić więcej to wpłacę więcej, jeśli mniej to też nie ma problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki za aktywność.

      W sumie nie wiem, czy największą zaletą regulari nie jest to, że po prostu zmuszają i "uczą" systematyczności w oszczędzaniu. Osobiście tego nie potrzebuję, a opłaty i koszty uważam za horrendalne, ale ci klienci, którzy wytrwali przez te 10 czy 15 lat na pewno mieli zupełnie inne nastawienie do swoich nadwyżek finansowych i zabezpieczenia się na przyszłość niż typowi konsumenci każdej złotówki.

      W 100% zgadzam się z argumentem o odpowiedzialności. Ale to właśnie zakłada, że chcemy aktywnie uczestniczyć w wyborach. Dla mnie to jedyna droga, a poza tym - tak jak napisałem - stawka po prostu jest zbyt wysoka, żeby odpowiedzialność scedować na innych. To już chyba wolę popełnić kilka kosztownych błędów (np. w zeszłym roku zbankrutowała firma Euromark, której akcje miałem, strata 99%) i czegoś się z nich nauczyć, niż polegać na takich "z metra ciętych" rozwiązaniach.

      Z drugiej strony mechaniczne strategie na pewno nie są optymalne, ale chronią inwestorów przed nadmiarem posunięć i błędami wynikającymi ze złej oceny sytuacji. Dlatego dopóki nie rozwiniemy się jako inwestorzy, warto w jakimś zakresie posiłkować się strategiami mechanicznymi - ograniczają ilość ruchów, które możemy wykonać. Trochę dla naszego dobra.

      Pozdrawiam - proszę wracać!

      Usuń
  2. Inwestowanie w fundusze akcyjne wymaga żelaznej dyscypliny; u przeciętnego inwestora może być źródłem stresu i nieprzemyślanych decyzji.

    Notabene niektórzy twierdzą, że inwestowanie w akcje jeszcze kilkadziesiąt lat temu dawało lepsze wyniki niż w tzw. instrumenty bezpiecznie (vide: historyczne wyniki rynków rozwiniętych). Obecnie rynki tak się zmieniły technologicznie, a gospodarka światowa skomplikowała, że nie jest pewne czy dalej tak będzie. Ostatnie 10 lat potwierdza tę tezę. Czy jest sens się stresować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz - moim zdaniem jest to bardzo uzasadniona wątpliwość. Nie ma żadnej gwarancji, że przeszłość się powtórzy. Ryzyko jest realne i dla niektórych niewskazane. Moim zdaniem najważniejsza jest konsekwencja. Jeśli mówimy stanowcze nie funduszom akcji i akcjom, wytrwajmy przy tym, a szczególnie nie wchodźmy na fali euforii w ostatnich fazach hossy. Bo wtedy wątpliwości z jakiegoś powodu się rozwadniają.

      Usuń
  3. Doskonałym uzupełnieniem, a w zasadzie powtórzeniem tego, co napisał Michał, jest poniższy artykuł:
    http://inwestycje.pl/inwestowanie/Coraz-wiecej-watpliwosci-wobec-funduszy-cyklu-zycia;235954;0.html
    Co prawda jestem dopiero raczkującą osobą w kwestiach ekonomii i finansów, chciałbym podziękować z tego miejsca Autorowi tego jakże ciekawego i przydatnego bloga. Uważam, że wiele się można z niego dowiedzieć.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo i odnośnik. Pozdrawiam, Proszę wracać!

      Usuń

A co Ty sądzisz?