środa, 9 stycznia 2013

Czy inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest trudne?

Zanim otworzyłem swój pierwszy rejestr w towarzystwie funduszy inwestycyjnych, długo zastanawiałem się, czy inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest trudne. Nie za bardzo rozumiałem, jak kupić i sprzedać jednostki oraz gdzie sprawdzić notowania. Bałem się też o swoje pieniądze – że wszystkie stracę, że będą miały inną formę niż gotówka, którą znam od zawsze.

Po pierwszym nabyciu jednostek wszystkie tego typu obawy runęły z hukiem. Wydawało mi się, że inwestowanie w fundusze jest dziecinnie proste.

Nic bardziej mylnego. Otóż technicznie jest to rzeczywiście banalnie proste – niewiele się różni od obsługi konta bankowego. Ale jeśli chodzi o strategię oraz psychologię, inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest dużo trudniejsze.

No właśnie – czy inwestowanie w fundusze jest trudne? Przyjrzyjmy się tym trzem elementom po kolei – stronie technicznej tej działalności, strategii inwestowania oraz psychologii. Od razu uprzedzam, że mamy tu do czynienia ze skalą rosnącą – od elementu najłatwiejszego do najtrudniejszego.

Inwestowanie w fundusze jest banalnie proste (technicznie)

czy inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest trudne?Na dobrą sprawę żeby zacząć inwestować w fundusze potrzebujemy tylko jednej rzeczy – nadwyżek pieniędzy. Istnieją proste w obsłudze i tanie w utrzymaniu systemy kupowania i umarzania jednostek funduszy – o dwóch z nich w mBanku oraz BGŻ Optima napisałem kiedyś szczegółowe porównanie.

Na dodatek kwoty minimalnego pierwszego zakupu są w zasięgu praktycznie każdej oszczędzającej osoby. Mówimy tu nawet o 100zł za nabycie otwierające (rejestr funduszu) oraz 50zł za każde kolejne nabycie. Dysponując takimi małymi kwotami możemy kupować fundusze. Jeśli skorzystamy z usługi w mBanku czy BGŻ Optima i wybierzemy fundusze bez opłat manipulacyjnych, całość tych kwot znajdzie się na naszym rejestrze.

Tym samym staliśmy się właścicielami jednostek uczestnictwa w funduszu inwestycyjnym i – jak by nie patrzeć – inwestorami. Bez kosztów oraz długoterminowych zobowiązań (jak na polisach inwestycyjnych).

Z tymi kosztami to jednak nie do końca prawda – w mBanku, BGŻ Optima i kilku innych miejscach unikniemy nieprzyjemnych opłat manipulacyjnych (za nabycie, konwersję, umorzenie), ale nigdzie nie unikniemy opłat za zarządzanie. To z nich żyją towarzystwa. Są one regularnie odpisywane od wartości naszej inwestycji, a w stosunku rocznym wahają się od 0,5 do nawet 4% w zależności od rodzaju funduszu.

Co ważne – przeglądając notowania funduszy w różnych źródłach widzimy już cenę po odjęciu tej opłaty. Również to, co widzimy na swoim koncie w mBanku czy gdzieś indziej to wycena po uwzględnieniu wszystkich opłat.

Oto jak kupić jednostki funduszu inwestycyjnego przez system mBanku – krok po kroku

Po aktywacji usługi Supermarket Funduszy Inwestycyjnych i wybraniu interesujących nas funduszy w zakładce inwestycje wybieramy sekcję fundusze inwestycyjne. Wybieramy jedną z czterech kategorii, na które podzielona jest oferta mBanku – możemy dla przykładu spróbować kupić popularny ostatnio fundusz obligacji PZU Polonez.

Jak kupić fundusze inwestycyjne w mBanku

Wyszukujemy go na liście oferowanych funduszy obligacyjnych i klikamy w odnośnik z nazwą.

czy kupić fundusze inwestycyjne w 2013
Teraz zostaje nam tylko wypełnić rubrykę z kwotą, którą chcemy zainwestować (system poinformuje nas o minimalnej), a w następnym kroku będziemy potwierdzać SMSem transakcję. Kiedyś przelatywałem przez pierwszy krok jak meserszmit, ale dzisiaj wolę przeczytać lub chociaż dobrze rzucić okiem na prospekt emisyjny.

Inną lekturą obowiązkową jest karta produktu na stronach mBanku lub towarzystwa (tutaj PZU Polonez), gdzie znajdziemy takie kluczowe informacje jak sugerowany czas inwestycji czy benchmark (= punkt odniesienia dla oczekiwanych wyników funduszu; podstawowe narzędzie oceny, jak fundusz sobie radzi).

fundusz inwestycyjny PZU Polonez mBank

Tutaj przeczytasz, co jeszcze warto wiedzieć o funduszach inwestycyjnych, zanim zainwestujemy pierwsze większe pieniądze.

Inwestowanie w fundusze jest łatwe (w teorii)

A więc mamy do dyspozycji potężne systemy inwestowania w fundusze. Jestem pewien, że kilkulatek obyty z komputerem mógłby z powodzeniem przerzucać pieniądze z funduszu do funduszu, nabywać, umarzać, konwertować. To w końcu tylko kilka kliknięć myszką – i gotowe.

Bez porównania trudniejsze jest jednak klikanie w odpowiednie fundusze, w odpowiednim czasie.

Nie ma skutecznego inwestowania w dłuższym terminie bez strategii. Bez systematycznego podejścia do swoich inwestycji. Jakiś założeń na przyszłość. Te założenia mogą się nie ziścić i poniesiemy stratę, ale przynajmniej będziemy wiedzieć, skąd się ona wzięła i możemy się czegoś nauczyć. A potem ulepszyć strategię.

Inwestowanie na giełdach papierów wartościowych, a fundusze są formą grupowego inwestowania w akcje, obligacje, lokaty lub nieruchomości, zawsze wiąże się z ryzykiem. To jego istota i główny powód, dla którego możemy zarobić lepiej niż na gwarantowanych lokatach. Ale możemy też stracić lub tracić tymczasowo. Za to, że akceptujemy fakt, że nasze pieniądze będą narażone na ryzyko, mamy szansę na premię.

Jeśli nie akceptujemy ryzyka utraty części wartości naszych oszczędności, lepiej od razu dać sobie spokój z funduszami i skupić się na pracy oraz bezpiecznym lokowaniu oszczędności.

Ale wracając do funduszy i ryzyka. Krótka wycieczka: polski miliarder Jan Kulczyk inwestuje olbrzymie pieniądze na Ukrainie oraz w Afryce. Nikt nie gwarantuje mu, że zobaczy z tych przedsięwzięć zysk. Podejmuje ryzyko i stara się tak prowadzić interesy, żeby je ograniczać. Żeby inwestycja się ostatecznie opłaciła. Jego inwestycja jest oczywiście bezpośrednia, a my poprzez fundusze (lub giełdę) możemy pośrednio brać udział w tego typu działaniach. Obciążamy w ten sposób nasze pieniądze ryzykiem w nadziei na zyski w przyszłości.

Kulczyk może ograniczać swoje ryzyko lepiej zarządzając firmami, dzieląc się nim z akcjonariuszami i klientami funduszy inwestycyjnych, lobbując na rzecz swoich interesów, itp. A jak my możemy ograniczać ryzyko inwestowania w fundusze inwestycyjne?

Pierwsza rzecz to przeznaczanie na tego typu inwestycje tylko części naszych oszczędności, szczególnie pieniędzy, których nie będziemy w najbliższym czasie potrzebować.

Po drugie obierając i nieustannie ulepszając dla swoich inwestycji jakąś strategię, jakieś systematyczne podejście. Tylko co to znaczy? Chodzi o najważniejsze założenia dla naszych inwestycji – jakie rodzaje funduszy powinny się składać na nasz portfel, czy będziemy proporcje między nimi zmieniać w czasie i dlaczego, w jakich sytuacjach będziemy kupować, w jakich będziemy umarzać jednostki, itp.

Jedną z najprostszych strategii jest regularne dokupywanie jednostek. Lato czy zima, bessa czy hossa – my zawsze kupujemy jednostki za taką samą kwotę (powiększaną co roku o inflację). W długim terminie wielkie spadki i wielkie wzrosty się uśrednią, a jeśli jeszcze zamkniemy naszą inwestycję po latach na zwyżkowym rynku, mamy szansę na całkiem przyzwoite średnioroczne zyski.

Gorzej jeśli zaczniemy systematycznie inwestować na szczycie hossy, przez kilka kolejnych miesięcy wyceny jednostek spadają, nasza cierpliwość się kończy i sprzedajemy swoje inwestycje z dużą stratą, bo przestajemy w ten system wierzyć.

Inna popularna strategia to chronienie kapitału w funduszach pieniężnych i obligacyjnych w czasach dużej niepewności i spadków na rynku oraz przenoszenie go do funduszy akcyjnych w momencie, gdy powraca optymizm. Aktywne inwestowanie. Brzmi genialnie, ale w praktyce jest ona trudna do osiągnięcia.

Szybki przykład, że to najlepiej działa niestety w teorii – otóż kilka miesięcy temu zgłosiła się do mnie firma doradcza i zaproponowała, żebym testował przez rok na swojej polisie inwestycyjnej Skandia ich algorytm oparty właśnie o takie założenia. Zgodziłem się, a na zakończenie testu nie omieszkam opisać w szczegółach, co się przez ten rok wydarzyło. Może nawet właściciel da się namówić na rozmowę. W każdym razie przez ostatnie kilka miesięcy pieniądze leżą na defensywnych funduszach (bo tak mówi algorytm) i tracą wartość przez opłaty na polisie, mimo że ostatnie pół roku było całkiem łaskawe dla giełdy (wzrosty na WIG20 o ok. 25%).

Jeszcze inna strategia, na której bazuje kilka produktów inwestycyjnych w Polsce to tzw. cykl życia. Przyjmuje, że wraz z wiekiem powinniśmy mniej inwestować w ryzykowne aktywa (np. fundusze akcyjne), a więcej w bezpieczne (fundusze obligacji i pieniężne). System określa odpowiednie proporcje i np. jak mamy 30 lat portfel to 70% funduszy akcyjnych, 40% funduszy defensywnych, a w wieku 60 lat jest to 10% / 90%.

Problem polega na tym, że rynki przechodzą własne cykle, które różnią się od cyklu naszego życia. Sztywne zakładanie takich wieloletnich planów, nie biorąc pod uwagę, co wydarza się akurat na giełdach i w gospodarkach ma swoje minusy.

Jeszcze jedna filozofia brzmi: kupuj, gdy jest tanio, sprzedawaj, gdy jest drogo. Tylko jak stwierdzić, czy jest już wystarczająco tanio, żeby inwestycja opłaciła się za pięć czy piętnaście lat? Których wskaźników używać do oceny sytuacji? Czy kierować się historycznymi wycenami jednostek? Ile swoich oszczędności zainwestować? Za jednym zamachem czy w kilku transzach? Czy ustalać od początku moment, kiedy będziemy z inwestycji wychodzić na wzrostach?

Jak na bardzo prostą filozofię inwestowania nie brakuje tu pytań, dylematów i decyzji do podjęcia. A najlepsze jest to, że strategia to nie jest wcale najtrudniejsza strona inwestowania w fundusze.

Inwestowanie w fundusze jest piekielnie trudne

Najtrudniejsza jest właściwie psychologia inwestowania w fundusze. Nawet jeśli matematyka będzie się zgadzać, może zabraknąć nam cierpliwości, silnej woli, konsekwencji czy pokory, żeby inwestować z zyskiem. Dlaczego? Z wielu powodów.

1. Moje ciężko zarobione pieniądze

Oczywiście w formularzach możemy zaznaczyć, że jesteśmy gotowi na ryzyko i dobrze tolerujemy stratę. Ale to, co otwarcie deklarujemy, to coś innego niż prawdziwe emocje, z którymi się zderzymy, gdy inwestycja nie pójdzie tak, jak zakładaliśmy.

Powiedzmy, że inwestujemy 20 tysięcy złotych i po dwóch latach widzimy na rejestrze tylko 15 tysięcy. Deklarowaliśmy, że znamy ryzyko i jesteśmy na nie odporni. Ale do cholery jasnej: minęły dwa lata, a 5 tysięcy ciężko zarobionych pieniędzy gdzieś wyparowało. To miesiąc czy dwa pracy. Kilka lub kilkanaście miesięcy oszczędzania. To naprawdę zaboli i wywoła reakcję, szczególnie jeśli nie jesteśmy na to przygotowani.

Na pewno trochę pomoże wydzielenie specjalnej puli pieniędzy z większego portfela oszczędności na tego typu inwestycje. Taki bufor z płynnej gotówki może nam trochę złagodzić gorycz tymczasowej, wirtualnej straty.

Giełda czy fundusze wymagają niestety trochę innego spojrzenia na pieniądze. Trochę abstrakcyjnego i bezosobowego. Nie łączenia ich z naszą codzienną pracą, nie przeliczania na ilość weekendów w spa, które moglibyśmy za wirtualne straty na funduszach w tej chwili kupić, itp. Dlatego wszystkim, którzy zaczynają przygodę z porządkowaniem swoich finansów, mają pierwsze oszczędności, doradzam jednak inne rozwiązania.

Można oczywiście starać się ucinać straty, być super aktywnym, ale nie wierzę, że da się kompletnie wyeliminować ryzyko z tego typu inwestycji, szczególnie w krótkim terminie. Jest ono ich istotą!

2. Przecież są lokaty

Ale przecież niewiele mniej lub wręcz tyle samo mogę zarobić na lokatach czy obligacjach skarbowych. I mam gwarancję kapitału oraz zysku.

Zgadzam się w całej rozciągłości. Szczególnie strategia systematycznego dokupowania jednostek przez długi okres może zakończyć się na poziomie lokat lub niewiele wyżej. Z drugiej strony strategia „kup tanio, sprzedaj drogo” może dać w średnim i długim okresie zyski dużo wyższe niż na lokatach. Jest jednak bardzo trudna pod względem psychologii – żeby kupować w czasie, gdy wszyscy się boją, a sprzedawać w czasie, gdy wszyscy kupują, trzeba mieć mentalność odważnego chodzenia pod prąd.

A co do lokat i innych gwarantowanych aktywów – jedyne co mi przychodzi do głowy i będę się tutaj powtarzał: podzielmy nasz portfel na dominującą część gwarantowaną i część na ryzykowne inwestycje. Kontrolujmy ryzyko za pomocą strategii.


3. Przecież można samemu na giełdzie

Pełna zgoda. Są jednak zasadnicze różnice pomiędzy inwestowaniem na giełdzie a inwestowaniem w fundusze. Dotyczą między innymi ryzyka czy aktywności, którą musimy się wykazać, żeby je kontrolować.

Po drugie – możliwości inwestowania pieniędzy jest nieskończona ilość. Jest nie tylko giełda, ale też rynek forex, nieruchomości, rynek metali szlachetnych czy wreszcie – najbardziej bezpośredni rodzaj inwestycji – własna firma lub firmy.

Taki nadmiar możliwości jest olbrzymim psychologicznym wyzwaniem. W każdej chwili ktoś będzie nas sprowadzał z jednej drogi na drugą, ciągnął w prawo lub w lewo, doradzał tak lub siak, podsuwał jedną strategię lub inną. Jak nie zwariować? Przede wszystkim wiedzieć, dlaczego coś robimy.

Osobiście wróciłem z częścią oszczędności do funduszy inwestycyjnych w 2012r., bo odkryłem fundusze indeksowe oraz ETF, które są tanim i w pewnym sensie przewidywalnym sposobem na bardzo długoterminowe inwestowanie na giełdzie. Tego właśnie szukałem dla jakiejś części swoich wolnych środków. Możliwości prostego, pasywnego i taniego inwestowania w bardzo długim terminie. Niekoniecznie na emeryturę, bo mam do niej zbyt daleko, ale z kilku, a nawet kilkunastoletnią perspektywą.

Dlatego nie spieram się z nikim, że lokaty, giełda czy nieruchomości są lepsze. Jeśli wiesz, co chcesz w ten sposób osiągnąć, prawdopodobnie są lepsze.

4. Sprzedawać, kupować, co robić?

Być aktywnym inwestorem czy wybrać jedną z mniej angażujących strategii (np. systematyczne uśrednianie lub „kup i trzymaj”)? Kupić fundusze w 2013 czy poczekać, jak się rozwinie sytuacja? Jakie są najlepsze fundusze inwestycyjne w tym momencie? Przenieść do nich pieniądze czy pozostać w obecnym towarzystwie, mimo że trochę ostatnio zawodzi?

Przy takiej ilości informacji łatwo stracić głowę, a już na pewno spokój. Jeśli zaangażujemy się w aktywne inwestowanie w fundusze, czeka nas mnóstwo decyzji. I możemy być pewni, że nie każda z nich będzie właściwa.

Tak działa każdy rynek. Wszyscy nie mogą mieć racji. Nie można mieć racji za każdym razem. Czeka nas więc proces wypracowywania swojego warsztatu inwestora, żeby z tego chaosu wyprowadzić dla siebie jakiś porządek. Ale to inwestycja sama w sobie, jeśli dobrze ją poprowadzimy!

5. A opłaty to biorą zawsze, darmozjady

Branża finansowa bardzo dobrze żyje z opłat za zarządzanie naszymi pieniędzmi – jest to fakt niezaprzeczalny. Czy to inwestując na giełdzie, czy kupując obligacje korporacyjne w ofercie publicznej, czy inwestując w fundusze – płacimy pośrednikom.

Przy inwestycji w fundusze trudne do zniesienia jest dla wielu to, że opłaty mogą być wysokie i nie mają związku z wynikami. Czy zyskujemy, czy tracimy – np. 3,5% opłaty za zarządzanie rocznie w funduszu akcyjnym się należy.

Szczególnie w długim terminie, koszty inwestowania to kluczowa sprawa oraz jeden z czynników ograniczających wzrost naszego majątku. Pół biedy jeśli fundusze zarabiają więcej niż np. lokaty w tym czasie, ale co zrobić jeśli rynek spada?

I wracamy do kwestii strategii – są okresy (jak przełom 2007/08), kiedy po prostu nie opłaca się być obecnym w funduszach lub warto znacząco ograniczyć swoje zaangażowanie. Tylko jak je wyłapać?

Po drugie warto zwracać uwagę na koszty. Przede wszystkim opłaty manipulacyjne, ale też opłaty za zarządzanie. Tych pierwszych unikniemy korzystając z platform typu Supermarket Funduszy Inwestycyjnych mBanku czy odpowiednika w BGŻ Optima (tu porównanie). Tych drugich nie unikniemy (chyba że zakończymy inwestycję), ale możemy starać się ograniczyć. Niższe opłaty przyciągnęły mnie do funduszy ETF oraz funduszy indeksowych.



2 komentarze:

  1. Zgadzam się z autorem. Kluczem przy inwestycjach powinno być wypracowanie i ciągle dopracowywanie własnej strategii, dostosowanej do ryzyka jakie chcemy podejmować. Często pisze się też o wyeliminowaniu emocji, ale to nie takie proste.
    Przede wszystkim nie można zapomnieć o swojej inwestycji i ją regularnie monitorować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za komentarz, też mi się wydaje, że złotych metod nie ma, trzeba eksperywmentować, uczyć się, wyciągać wnioski, rozumieć co i po co się robi, ryzyko utraty pieniędzy to poważna sprawa.

    OdpowiedzUsuń

A co Ty sądzisz?